Wakacje 2019 spędziłam z rodziną w listopadzie. Pierwszy raz wyjechałam na wczasy późną jesienią i były to jedne z lepszych wakacji w moim życiu. Pomimo, że rok szkolny w pełni (a mam w domu uczennicę 3 klasy szkoły podstawowej), pomimo, że europejskich kierunków z temperaturą powyżej 20°C jak na lekarstwo, to jednak udało mi się ogarnąć wyjazd na całkiem dobrze 😉.

Na wakacje w „wakacje” nie mogłam wyjechać ze względu na wykańczanie domu, które, jak to zwykle bywa przy takich inwestycjach, ciągle się opóźniało. Więc termin musiał być w miarę bezpieczny, żeby fachowcy nam nie przeszkodzili. Zależało mi też na wylocie z Lublina, bo czas dojazdu na lotnisko to 20 minut. No i teraz, gdzie lecieć jak z Lublina połączeń jak na lekarstwo? Niektórzy twierdzą nawet, że z Lublina nic nie lata. Otóż nie jest tak źle jakby się wydawało. No dobrze, nie ma zbyt wiele bezpośrednich połączeń, ale za to sporo możliwości przesiadek, w cenach lepszych niż lecąc bezpośrednio        z innych lotnisk, gdzie trzeba doliczyć czas dojazdu, pieniądze wydane na paliwo oraz wyższy koszt parkingu. Zależało mi też, aby maksymalnie obniżyć koszty wakacji, ponieważ przeglądając oferty biur podróży ceny za pobyt 7 dniowy, za 2 osoby i 2 dzieci zaczynały się od 10 tysięcy złotych. Inna sprawa to od kilku lat nie korzystamy z usług biur podróży, nie spędzamy wakacji w hotelach, gdzie trzeba leżaki rezerwować, a do baru ustawiają się kolejki. Wolimy sami organizować sobie czas, odpoczywać w miejscach mniej uczęszczanych przez turystów, nie być zależnym od godzin wydawanych posiłków.

Biletów lotniczych w dobrej cenie zaczęłam szukać pod koniec lipca. Okazało się, że najkorzystniej cenowo wypadła Teneryfa z Londynu Luton, a że i ceny z Lublina do Londynu były w dobrej cenie to zdecydowałam się dokonać rezerwacji. Był tylko jeden problem. O ile z Teneryfy przez Luton do Lublina mogłam wrócić tego samego dnia, o tyle z Lublina na Teneryfę czekało mnie dłuższe oczekiwanie na lotnisku w Luton. Nie twierdzę, że nie zdecydowałabym się na takie rozwiązanie, nawet z dziećmi, bo miałam już za sobą nocowanie na lotnisku w Luton, jednak wolałam skorzystać z gościnności mojej przyjaciółki i przenocować u niej (dzięki Mariola jeszcze raz za taką możliwość!).

Za bilety Londyn Luton (LTN)- Teneryfa Południe (TFS) z opcją pierwszeństwa wejścia na pokład dla dwóch osób zapłaciłam 1398,22 zł. Pierwszeństwo wykupiłam, ponieważ potrzebowałam wziąć więcej bagażu, a ta właśnie opcja umożliwiła mi zabranie ze sobą dwóch większych walizek na kółkach bez konieczności nadawania ich do luku i oczekiwania na odbiór po przylocie. Bilety z Lublina (LUZ) do LTN kosztowały 336 zł również z pierwszeństwem, a powrotny 448,70 zł. Razem za bilety dla 4 osób zapłaciłam 2182,92 zł. Nie jest to super tanio, jednak w tamtym okresie bilety z innych lotnisk np. z Modlina kosztowały ok 700-800 zł/ os tylko z małym bagażem podręcznym.m Wylatując z innego miasta musiałabym doliczyć jeszcze koszt paliwa i parkingu.

Kolejnym etapem było szukanie miejsca na pobyt, najlepiej blisko plaży, z basenem i oczywiście w dobrej cenie. Szukałam na rożnych stronach m.in booking.com, airbnb.pl oraz hiszpańskich. Ostatecznie zdecydowałam się na rezerwację przez airbnb.pl. Dokonując po raz pierwszy rezerwacji przez airbnb możesz otrzymać zniżkę 138 zł. Wystarczy, że klikniesz tutaj.

Za 10-dniowy pobyt w Adeje zapłaciłam 2714,07 zł (link do apartamentu TU ). Szczerze polecam! Jedyny minus to brak klimatyzacji, co w lecie może być uciążliwe, bo i w listopadzie bywało nam ciepło (temperatura 25-27 stopni Celcjusza).

Jedzenie (śniadania jedliśmy w apartamencie, obiady albo obiadokolacje w restauracjach), dodatkowe atrakcje takie jak jednodniowa wycieczka wypożyczonym autem po wyspie, rejs katamaranem połączony z oglądaniem orek (źle wspominam, trochę mnie mdliło, ale dzieciaki zachwycone), lody, napoje i drobne pamiątki kosztowały nas około 3000 zł. Jedliśmy to na co akurat była ochota, w miejscach, gdzie nam się podobało, za każdym razem gdzie indziej.

Nie zwiedzaliśmy zbyt intensywnie, bo potrzebowaliśmy przed wszystkim pobyć razem, odpocząć, poleniuchować. Poza tym dzieciaki zdecydowanie wolały pływać w basenie albo w morzu, więc nie chcieliśmy im psuć zabawy 🙂

W planie jednodniowej wycieczki było zobaczenie wulkanu Teide z wjazdem na szczyt, jednak nie sprawdziłam wcześniej jak to jest z kolejką na wulkan i okazało się, że nie było już biletów na ten dzień. Warto rozważyć wcześniejszą rezerwację przez internet, planując tam wycieczkę. Z dołu też widoki były piękne.

Wracając z wulkanu zatrzymaliśmy się na obiad w miejscowości Icod de los Vinos.

Powyżej El Drago Milenario, czyli najstarsze i największe drzewo smocze na świecie. Mapa prowadzi do parku, do którego wstęp jest płatny (5 euro). Zdecydowanie lepiej podziwiać drzewo z placu, znajdującego się w pobliżu.

Kolejny krótki postój zrobiliśmy w Garachico.

Dalej pojechaliśmy w kierunku miejscowości Masca i tu uwaga dla kierowców(!). Wierzę, że jesteś mistrzem kierownicy i masz ogromne doświadczenie w prowadzeniu pojazdów, ale uwierz mi, droga do tej miejscowości to poziom „hard”, więc jeżeli nie czujesz się pewnie za kierownicą odpuść sobie i skorzystaj z lokalnych przewodników. Droga jest bardzo kręta i bardzo wąska, a wyminięcie samochodu wiąże się bardzo często z zatrzymaniem się i przepuszczeniem pojazdu. Widoki niesamowite, z pewnością warto nią pojechać, ale wymaga ona od kierowcy jak i pasażerów mocnych nerwów.

Z pewnością na Teneryfie jest jeszcze wiele zobaczenia, a mój opis wakacji i zdjęcia stanowią niewielki procent tego. Zależało mi przede wszystkim na tym, aby pokazać Ci, że zorganizowanie samemu wakacji, w niższej cenie niż z biurem podróży, a w pakiecie „all inclusive” (bo nie oszczędzaliśmy na jedzeniu i piciu) nie jest trudne. Ponadto daje dużo satysfakcji i niezależności. Pomocna jest komunikatywna znajomość języka angielskiego (choć uważam, że nie obowiązkowa) i krótkie rozeznanie w internecie na temat miejsca do którego się wybieramy. Zawsze możemy skorzystać z telefonu, w którym mamy mapy offline, które warto pobrać wcześniej (choć podróżując po Unii Europejskiej, możemy korzystać z części pakietu internetowego jaki mamy w Polsce lub z Wi-Fi dostępnego w wielu miejscach) oraz Tłumacza Google, którego również można używać bez dostępu do Internetu. Nie powiem, że nie towarzyszy mi lekki stres przed samą podróżą, ale mimo wszystko jest to miłe uczucie, motywujące mnie do działania, a działanie niesie za sobą zmianę i kolejne doświadczenia, którymi mogę się dzielić z innymi.

Jeżeli jest coś co sprawia, że czujesz niedosyt i wciąż obawiasz się organizować podróż samemu, koniecznie napisz do mnie. Chętnie pomogę Ci rozpocząć Twoją podróż!